poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział III


   Kobieca postać nawet nie drgnęła, gdy wysunął się zza półki. Najwyraźniej, pochłonięta lekturą, nie zdawała sobie sprawy z niczyjej obecności. Eric przyglądał się jej w ciszy, chłonąc niecodzienny widok. Plecy dziewczyny, nieco zgarbione, opierały się o regał, a ramiona okryte jasnobłękitnym sweterkiem zdawały się być jak ze skały – nie poruszały się nawet o milimetr. Długie i jasne włosy opadały na nie swobodnie, tworząc wachlarz, zasłaniający jej twarz. Dostrzegł tylko linię okularów i delikatnie zarysowany profil, w tym głęboko zarumieniony policzek. Zdawała się być woskową figurą, bowiem nie dostrzegł w niej żadnych życiowych funkcji, nawet klatki podnoszącej się w oddechu. Przez chwilę myślał o przetarciu oczu, ale zdał sobie sprawę, że przecież nie oszalał jeszcze na tyle, by móc mieć takie widziadła.
  Zapewne stałby tam jeszcze długo, wpatrując się w zaczytaną postać, gdyby panującej między nimi ciszy nie przerwała jego torba, zsuwająca się z ramienia i opadająca z tępym łoskotem na posadzkę. Słysząc hałas, dziewczyna podskoczyła z przestrachu i przyciskając książkę do piersi, spojrzała w kierunku źródła dźwięku. Jej ciemnobłękitne oczy nie kryły spłoszenia i świeciły dziwnym blaskiem.
 - Przepraszam – burknął, wyrywając się z letargu i zostawiając swoją torbę podszedł do półki. – Ja… tylko chciałem książkę wziąć.
    Zaczął nerwowo szperać między półkami, w poszukiwaniu tego, co go interesowało. Tymczasem dziewczyna bez słowa odsunęła się nieco i poczuł jej spojrzenie na swoich plecach. Chciał przyśpieszyć poszukiwania i szybko omiatał wzrokiem każdą możliwą półkę. Niestety, mimo starań książka nie chciała się znaleźć.
 - Yhm – usłyszał cichy szelest za sobą i po chwili drobna postać dziewczyny pojawiła się tuż przy jego ramieniu. – Pomogę ci. Podaj tytuł albo autora.
   Wygrzebał z kieszeni małą, żółtą karteczkę z kilkoma tytułami, po czym jej wręczył. Dziewczyna zerknęła na nie i w mgnieniu oka wyszperała wszystkie, ze znajdujących się na liście książek.
 - Dziękuję – uśmiechnął się do niej. – Widzę, że często tu bywasz.
 - Oh, nie – lekko machnęła ręką i wróciła na swoje miejsce. – Pierwszy raz.
 - Cóż, w razie czego wiem już, u kogo szukać pomocy. Jesteś spostrzegawcza – popatrzył na blondynkę sugerująco, ale ona tylko wzruszyła ramionami. – Okej, jeszcze raz dzięki za pomoc.
  Po raz ostatni na nią spojrzał, lecz odpłynęła już do literackiego świata. On tymczasem położył wszystkie znalezione książki na pobliskim stole i usiadł, wyciągając swoje notatki. Zagłębił się w przygotowaniu pracy i nauce tak, że nie zauważył mijającego czasu. Zanim się spostrzegł, była już godzina ósma i biblioteka miała być zamknięta. Odłożywszy wszystkie książki na ladę bibliotekarki, pożegnał się z nią i wyszedł przed budynek. Mimo, że jeszcze kilka godzin temu pogoda była cudowna, na noc musiał rozpadać się rzęsisty deszcz. Stanął więc pod daszkiem, by zebrać się do pobiegnięcia ku samochodowi, gdy dostrzegł znajomą postać siedzącą na schodach nieopodal. Podszedł bliżej i usłyszał skrawek rozmowy telefonicznej.
 - Ale mamo, pada deszcz a ja nawet nie mam parasola – powiedziała jękliwym głosem do słuchawki. – Gdzie tutaj w ogóle jest jakiś przystanek? Mogę poczekać na ciebie. Ale…  A kiedy tata wróci? No dobrze, spróbuję autobusem.
   Rozłączyła się, po czym z ciężkim westchnieniem wrzuciła telefon do swojej torebki. Podniosła się z miejsca i już zamierzała iść w kierunku parkingu, gdy Ericowi przypomniało się, że ma przecież samochód.
 - Ej! – zawołał za nią, zanim zdążyła wyjść na deszcz. – Poczekaj!
  Podszedł do niej szybko, gdy przystanęła i odwróciła się w jego kierunku z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
 - Słuchaj, jeśli chcesz to mogę cie podwieźć do domu… - zaproponował jej, wskazując na swoje auto.
 - Nie trzeba, dziękuję – odparła krótko i odeszła.
  Wzruszył ramionami i podbiegł przez deszcz do pojazdu, po czym zaczął obserwować skuloną postać, która stała na środku parkingu i rozglądała się dookoła. Nawet nie wiedziała, w którą stronę ma iść na przystanek. Odpalił i podjechał, chcąc spróbować jeszcze raz.
 - Naprawdę mogę cię zawieść. Żaden problem – powiedział do niej, nachylając się ku opuszczonej szybie.
 - Hm, normalnie bym ci powiedziała, że nie wsiadam do samochodów obcymi ludźmi… Ale chyba cię skądś kojarzę. Byłeś w mojej szkole? – zapytała, przybliżając się do samochodu. Skinął głową, a ona wpakowała się na siedzenie pasażera. – Kurczę… nie mam wyboru.
   Podała mu adres, a on ruszył ku niemu. Włączył ogrzewanie, widząc jak dziewczyna drży z zimna. Kiedy stanęli na światłach, przyjrzał się jej postaci. Zaciskała ręce na uszach torebki i rozglądała się gorączkowo. Milczała.
 - Ej, nie musisz się mnie bać – zaśmiał się lekko i włączył cicho radio, chcąc nieco rozładować atmosferę. – Chcę się odwdzięczyć za pomoc, nie jestem jakimś gwałcicielem czy porywaczem, Jezu… A poza tym, jak słusznie zauważyłaś, kojarzysz mnie, nie? Byłem ostatnio pod twoim liceum.
 - Dobra, przepraszam – po raz kolejny wzruszyła ramionami i nieco się rozluźniła. Przyłożyła ręce do miejsca wylotu ciepłego powietrza, próbując je ogrzać.  – Daleko jeszcze?
 - Jeszcze kawałek – odpowiedział krótko i sięgnął do tyłu po swoją bluzę, po czym jej podał. – Masz, będzie ci cieplej.
 - Nie…
 - Nie gadaj, ubieraj – przerwał jej, a ona zdjęła z siebie mokry, jasnobłękitny sweterek i włożyła ciepłą bluzę. Była na tyle duża, że sięgała jej do kolan i po chwili było jej całkiem ciepło. Rzuciła krótkie „dziękuję” i znów zamilkła.
  Podczas gdy dziewczynie cisza absolutnie nie przeszkadzała, zwłaszcza, że zapełniała ją dochodząca z głośników muzyka, to chłopak czuł się absolutnie nieswojo. Większość swojego życia spędził w towarzystwie Richiego, który to był niesamowitym gadułą i milczenie tego typu wydawało mu się nienaturalne.
 - Skąd przeniosłaś się do tej szkoły? – zapytał, chcąc zacząć jakiś temat z nadzieją, że blondynka go podchwyci i rozmowa zacznie się jakkolwiek kleić.
 - Przeprowadziłam się z Portlant – odpowiedziała tylko i znów zamilkła. Droga ciągnęła się w nieskończoność, a on czuł się dziwnie. Zazwyczaj nie miał problemów w kontaktach z nowo poznanymi ludźmi, ale ta dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby robiła wszystko, by móc go spławić. Gdy tylko miał okazję, spoglądał na jej profil i wydawało mu się, że za każdym razem jej wzrok stawał się coraz bardziej mętny. Gdy w końcu skręcili w ulicę prowadzącą do jej domu, Sinner zauważył, że blondynka zasnęła. Rozejrzał się dookoła  i stwierdził, że znajduje się w środku nowopowstałego osiedla, w okolicy rodzinnego domu Richarda, któremu niedawno się przyglądał. Zaparkował przed budynkiem z numerem, który mu podała i cicho opuścił pojazd. Na szczęście deszcz przestał już padać, jedynie zerwał się porywisty i zimny wiatr. Obszedł samochód dookoła i delikatnie otworzył drzwi od strony pasażera. Jednak gdy nachylił się, by odpiąć jej pas, dziewczyna ocknęła się i drgnęła przestraszona.
 - Co ty…
 - Chciałem cię odpiąć. Zasnęłaś – odpowiedział szybko i uniósł ręce ku górze, pokazując, że niema żadnych niecnych zamiarów.
 - Oh, trzeba mnie było normalnie obudzić – burknęła i wygramoliła się z siedzenia, zabierając swoje rzeczy. Zamknęła drzwi i stanęła przed nim, po czym zerknęła gdzieś w okolice jego ucha. W tym momencie chłopak po raz pierwszy zauważył, że dzieli ich dość spora różnica wzrostu. Blondynka miała zapewne około metra sześćdziesiąt, a on… – Ohm… dzięki za podwózkę i w ogóle.
 - Spoko, żaden problem – odpowiedział, wzruszając ramionami. – A tak w ogóle, to…. Ym… jak ty masz na imię, czy coś?
 - A po co ci to? – zapytała zdziwiona, jakby poznanie czyjegoś imienia było rzeczą niespotykaną w jej stronach.
 - No cóż, skoro uważasz, że twoje imię jest mi niepotrzebne, to może wymyślę ci jakąś zabawną ksywkę… - podrapał się groteskowo po brodzie. – Yhm… może… Karzełek?
 - Karzełek? – popatrzyła na niego, unosząc brwi ku górze. – Brak somatotropiny u człowieka jest zabawny?
   Eric zmarszczył czoło i przyjrzał jej się z niedowierzaniem. Nie przypuszczał, że blond Karzełek może poczuć się urażony.
 - Dobra… nieważne – machnął ręką, a blondynka zaczęła iść w kierunku drzwi do swojego domu. – To powiesz mi jak masz na imię?
 - Nie. Ale dam ci zagadkę, może zgadniesz – rzuciła, grzebiąc w swojej torbie w poszukiwaniu kluczy. – Moje imię brzmi tak samo jak nazwa jednego z psamitów.
 - Psa- co? – powtórzył, nie mając pojęcia, o czym dziewczyna w ogóle mówi, ale ona już zdążyła otworzyć drzwi i rzucić krótkie „pa”, po czym je za sobą zatrzasnąć.
    Rozdrażniony Bieber, wsiadł z powrotem do samochodu. Przez całą drogę rozmyślał o dziwnej zagadce, którą blondynka mu zadała i zdał sobie sprawę z tego, że nie grzeszy specjalną inteligencją, a na pewno nie wie jej towarzystwie. Zapisał więc w telefonie dziwne hasło i obiecał sobie sprawdzić je w domu.
  Po zjedzeniu kolacji w rodzinnym domu, wrócił do swojego mieszkania. Z laptopem na kolanach położył się na łóżku i zaczął przeszukiwać internet, chcąc znaleźć wyjaśnienie dręczącego go hasła.
 - Ona ma na imię Rock – mruknął sam do siebie, odkładając urządzenie na szafkę nocną, po czym zagrzebał się pod kołdrą. To imię wydawało mu się zupełnie niepasujące do łagodnego i nieufnego usposobienia dziewczyny, ale też doskonale zdawał sobie sprawę, że jej rodzice, wymyślając je, zapewne nie kierowali się cechami osobowości ledwo narodzonej córki. Może byli jakimiś fanatykami mineralogii, albo czymś podobnym.
    Następnego ranka obudził się w dziwnie dobrym nastroju. Po śniadaniu pojechał do szpitala, gdzie spędził trochę czasu z przyjacielem, a następnie do baru. Jego ekipa siedziała w zwyczajowym miejscu, każdy zajmując się swoimi sprawami. Olivia przeglądała czasopismo,  Nicole słuchała muzyki ze wzrokiem wlepionym w zachmurzone niebo a Jude jadł naleśniki. Obserwując ich z odległości miał wrażenie, że brak McCurtiz’a odbija się na stosunkach między nimi. Ich niezwykła więź stawała się zanikać.
  Potem pojechał na uczelnię, a kolejne wykłady mijały mu szybko, czego nie mógł powiedzieć o innych uczniach. Wychodząc ze szkoły postanowił pojechać z powrotem do baru, w którym zapewne za niedługo znajdzie się jego ekipa. Nucąc pod nosem jakąś niezobowiązującą melodię, przeszedł do samochodu i zajechał na miejsce. Wziął sobie jogurt, po czym usiadł przy stoliku. Czekając na towarzystwo zamyślił się nad sprawą dziewczyny poznanej w bibliotece. Bardzo chciał ją znaleźć i odpowiedzieć na zagadkę, a przy okazji odzyskać swoją bluzę, którą zapomniała mu oddać, gdy żegnali się pod jej domem.
    Zaczął więc gorączkowo rozmyślać nad sposobem odnalezienia dziewczyny. Wyłapanie jej z tłumu w szkole było chyba jedyną metodą, zważywszy, że nawet nie miał pewności jak się nazywa. A co jeśli się pomylił i źle zinterpretował zagadkę?
 - Kogo tak szukasz? – zapytała pojawiająca się znikąd Olivia, tym samym wybijając go z zamyślenia. – Nawet nie zauważyłeś, że przyszliśmy.
 - Sorry – rzucił tylko, nawiązując kontakt wzrokowy z Jude’ em i wrócił do przerwanej czynności.
  Olivia była coraz bardziej zdenerwowana. Od momentu, w którym dowiedziała się, że Grecy zlinczowali Richie’go, narastało w niej napięcie. Czuła, że bomba, którą w sobie nosi, wkrótce wybuchnie. Potrzebowała jakiegoś działania, czegokolwiek, co pozwoliłoby jej wyładować energię. W dodatku Eric ostatnio nie nadawał się do niczego. Ginął na kilka godzin, nie odbierał telefonu albo wciąż chodził zamyślony. Początkowo myślała, że knuje jakiś radykalny plan zemsty, ale potem zdała sobie sprawę, że to Eric. Nawet on, pomimo swej wybuchowości, nie jest na tyle głupi, by pchać na Greków samotnie.
 - Mam dla was cudowną informację – powiedziała Nicole, podchodząc z typowym dla siebie uśmieszkiem do ich stolika. – Richie jutro wychodzi ze szpitala i oczywiście ma już doskonale obmyślony plan. Myślę, że się wam spodoba. Szczególnie tobie, Eric.
   Blondyn uniósł brwi ku górze i skupił się na tym, co mówi brunetka.
 - W sobotę jest wyścig, w którym będą brali udział Grecy. Jeden z ich kierowców to będzie jakiś szczaw – uśmiechnęła się lekko, lecz nie dostrzegła na twarzach przyjaciół szczególnego zainteresowania. – Sęk w tym, że ten chłopak to jakiś krewniak tych z Olimpa. Mamy go, to mamy zieloną kartę na transport do Bostonu. I mamy naszą zemstę. A chyba na tym najbardziej nam zależy, nieprawdaż?
  Właśnie na takie wieści czekała Olivia. Będzie mogła się nieco pobawić w kotka i myszkę.

  Po podjechaniu pod jeden z licznych hangarów, silniki obydwu samochodów zostały zgaszone. Z jednego z nich zgrabnie wysiadła brunetka, ubrana w ciemne, obcisłe jeansy, wysokie obcasy oraz krótką, skórzaną kurtkę nieco odsłaniającą brzuch. Podciągnęła jej zamek nieco wyżej, chowając za nim bujny biust, a następnie wyciągnęła swoje długie, sięgające łopatek włosy, zakończone na intensywnie niebieski kolor. Przechodząc na róg ulicy, bacznie rozejrzała się dookoła. Ta noc była wyjątkowo pogodna, na szafirowym niebie dało się dostrzec gwiazdy, a księżyc świecił intensywnie klika dni przed pełnią. Brunetka przyjrzała się neonowemu szyldowi baru, po czym przekroczyła jego próg. Wewnątrz panował niemały gwar, gdzieś z kąta grała muzyka. Powolnym krokiem podeszła do baru, ciągnąc za sobą liczne spojrzenia. Miała pewność, że w tak obskurnej spelunie nie goszczą zbyt często kobiety o takim wyglądzie. Usiadłszy na barowym krzesełku zamówiła Burbona, a następnie zaczęła rozglądać się dyskretnie po wszystkich kątach. Oprócz obdrapanej boazerii dostrzegła stół do bilardu, przy którym króciła się grupka młodych mężczyzn. Jednym z nich był wysoki szatyn odpowiadający znanemu jej rysopisowi.
  Biorąc do ręki swój trunek, podeszła do stojącej przy nich staromodnej szafy grającej. Jedno spojrzenie wystarczyło, by przykuć jego spojrzenie. Wyciągnęła z kieszeni monetę i wrzuciła, po czym wybrała "Cocaine" Claptona. Zakręciła do rytmu kilka razy biodrami, po czym nucąc pod nosem wróciła na swoje miejsce, nie omieszkawszy przy tym „niechcący” trącić go łokciem. Chwilę później chłopak usiadł na krzesełku obok i uśmiechnął się do niej nieśmiało.
 - Mogę postawić ci drinka? – zaproponował, a ona skinęła głową. – Jak masz na imię?
 - Georgia – skłamała, po czym poprosiła o kolejną szklaneczkę Burbona. – A ty?
 - Ashton.
  Rozmowa była całkiem przyjemna. Po kilku drinkach chłopakowi rozwiązał się język, więc brunetka umiejętnie nakierowała temat na sobotni wyścig. Kiedy rybka złapała haczyk, bezcenne informacje popłynęły wartkim strumieniem a ona zakodowała je w swojej pamięci.

    W sobotę wszystko poszło zgodnie z planem. Kilkanaście minut przed startem udało jej się odnaleźć swój cel. Wraz ze znajomymi przeglądał Forda, którym miał wystartować.
 - Ashton? – podeszła do niego, udając niemałe zaskoczenie. – Oh, czyli naprawdę będziesz dzisiaj startował?
 - No pewnie – odpowiedział z nieukrywaną dumą, po czym wskazał na swój pomarańczowy samochód. – Niezłe cacko, nie?
 - Rewelacja – uśmiechnęła się filuternie, po czym zmniejszyła dystans między nimi. – Słuchaj… a może ja mogła bym pojechać z tobą? Uwielbiam wyścigi.
 - No co ty, mała – zaśmiał się i popatrzył na nią z pobłażaniem. – To nie dla takich ślicznotek…
 - Ale ja ci to solidnie wynagrodzę – mruknęła, przyciągając go za koszulkę do siebie, a potem zaczęła zjeżdżać dłonią coraz niżej, aż złapała go lekko za krocze. – Nie daj się długo prosić.
 - No dobra, wskakuj – mrugnął do niej, po czym zajęli miejsca w pojeździe.
    Przed zatrzaśnięciem za sobą drzwi, brunetka wysłała do Erica pustego sms’ a, co było ich umownym znakiem gotowości. Chwilę później czarny Range Rover stanął z nimi drzwi w drzwi. Wyścig się rozpoczął, a samochody wyrwały do przodu w zabójczym tempie. Zasady gry nie były skomplikowane – należało jedynie dotrzeć do mety. Każdym możliwym sposobem.
 - Słuchaj, ja znam tę trasę – powiedziała po kilku minutach jazy Olivia, dokładnie według scenariusza. – Jest tu skrót. To jedyny sposób, inaczej nie wygrasz z Maserati.
 - Dam radę – odpowiedział tamten.
   Brunetka rozejrzała się po okolicy. Nieuchronnie zbliżali się do miejsca, w którym Ford po prostu musiał skręcić. Jeżeli tak się nie stanie, cały plan na nic i będą musieli skorzystać z innej sposobności z zemsty, która prędko mogła się nie nadarzyć.
 - Skoro nie chcesz zgarnąć nagrody… - mruknęła niby od niechcenia, a chłopak spojrzał na nią zdezorientowany. – To ty nic nie wiesz? Za wygranie w wyścigu jest pięćdziesiąt tysięcy.
 - Gdzie ten skrót? – zapytał, od razu zmieniając zdanie. Uśmiechnęła się lekko i wskazała mu zjazd, po czym zerknęła czy Eric jedzie za nimi. Widząc Rovera, od razu się uspokoiła. Tymczasem Ashton nieuchronnie zbliżał ich do punktu wychwytu. W pewnym momencie stanęła jednak przed nimi ściana jakiegoś budynku i chłopak gwałtownie wstrzymał pojazd.
 - Co do kurwy… - zaczął, lecz Olivia już zdążyła wyjąć broń i przystawić mu ją do skroni.
 - Odpowiadaj grzecznie na pytania – podniosłą ton, a przerażony chłopak skwapliwie pokiwał głową. – Co wiesz o dostawie z Bostonu.
 - Nic! – krzyknął, a ona szturchnęła go lufą. – Dobra! Wiem tylko tyle, że czwartego listopada około czwartej. Więcej mi nie powiedzieli!
 - A z kim z Olimpu jesteś spokrewniony? – drążyła.
 - Ze Skarbnikiem – burknął i w tym momencie samochód Sinner’ a zaparkował tuż obok. Kierowca i pasażer wysiedli z niego, z bronią w ręku, po czym podeszli do pomarańczowego Forda i otworzyli drzwi.
- Wyłaź – rzucił Jude, szturchając szatyna lufą pistoletu. Chłopak wygramolił się z pojazdu i stanął naprzeciw nich. Tymczasem Eric wyjął z bagażnika motek grubej liny, którą rozkręcił. Kiedy zaczął podchodzić, spanikowany Ashton zdecydował się uciec. Odbiegł kilkanaście kroków, lecz sekundę później usłyszał głośny huk i słowa Erica za swoimi plecami:
 - Następny będzie w prawą nogę.
    Zatrzymał się więc i odwrócił twarzą do swoich oprawców, a blondyn momentalnie wykręcił jego ręce i założył na nie kajdanki. Później zaczął motać liną jego nogi.
    W tym czasie Olivia opuściła pojazd i oparłszy łokieć o tylni zderzak, zaczęła przyglądać się całej sytuacji.
 - Ty szmato! – krzyknął chłopak prosto w jej uśmiechniętą twarz. – To wszystko ty! Kurwa jak mogłem…
  Nie zdążył zakończyć zdania, ponieważ jego usta zostały zaklejony kawałkiem taśmy. Eric podciął mu nogi, po czym wraz z Jude’em unieśli go i wrzucili do bagażnika Range Rovera. Bezwładne ciało opadło z łoskotem na twarde podłoże i przez chwilę słyszeli jeszcze szamotaninę, ale zatrzaśnięta klapa na dobre ją ucięła. Olivia wróciła do Forda i uruchomiła go, po czym wspólnie wrócili pod hangar, w którym czekali na nich Richard, Nicole oraz odbiorcy przesyłki. Przerzucili chłopaka do ciemnej furgonetki, uprzednio robiąc mu zdjęcie polaroidem, po czym przyjęli gotówkę za wykonaną pracę. Olivia przekazała jednemu z nich wszystkie informacje, które udało jej się pozyskać podczas rozmowy z porwanym.
 - Co z samochodem? – zapytał Jude, gdy schował do kieszeni swoją gażę.
 - Zróbcie co chcecie – wzruszył ramionami zamaskowany mężczyzna, po czym wsiadł do furgonetki i odjechali.
    Richard wyciągnął ze swojego samochodu kartonowe pudełko wypełnione puszkami farby w spray’ u. Wziął do ręki jedną, po czym wprawnym ruchem zaczął rysować na boku samochodu znak soku. To samo powtórzył na froncie, bagażniku i z drugiego boku. Za szybkę włożył zdjęcie porwanego Ashtona, po czym skinął na Erica i wsiadłszy do Forda, odjechali.
   Podczas gdy chłopcy odwozili oznakowany pojazd pod siedzibę Greków, pozostali członkowie gangu Japończyków wrócili do domu. Jadąc samochodem Erica, Olivia zastanawiała się nad jego bezpieczeństwem. Wiedziała, że wkrótce wróci do mieszkania taksówką i samotnie spędzi w nim noc, ponieważ McCurtiz od chwili wyjścia ze szpitala tymczasowo mieszka u swojej matki. Skręciła więc w ulicę przeciwną do tej, która wiodła do jej domu i kilkanaście minut później znalazła się pod blokiem Sinnera. Zaparkowała samochód, po czym dobyła z kieszeni klucze i swobodnie otworzyła drzwi. Rozebrawszy się, poszła do jego sypialni i wyjęła z szafy jeden z podkoszulków. Po wzięciu krótkiego prysznica, położyła się do łóżka, i chłonąc zapach Erica zalegający na poduszce, czekała na jego powrót.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz